Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga I   –  Przygotowanie

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

3. ANNA MODLI SIĘ W ŚWIĄTYNI I ZOSTAJE WYSŁUCHANA

Napisane 23 sierpnia 1944. A, 3442-3447

Poza obrębem murów Jerozolimy – w dolinach, pośród oliwek – znajduje się wielki tłum. Wygląda to jak ogromne targowisko. Nie ma tam jednak ław ani kramów. Nie ma wykrzykiwania handlarzy drobiazgami i sprzedawców. Nie ma gier. Jest tylko mnóstwo namiotów z surowej wełny, z pewnością nieprzemakalnych. Namioty rozstawiono na wbitych w ziemię palikach, do których przywiązano zielone gałęzie. Tworzy to dekorację i daje ochłodę. Niektóre natomiast są całe z gałęzi wbitych do ziemi i powiązanych tak, że tworzą jakby małe zielone tunele. Wewnątrz znajdują się ludzie w różnym wieku i z rozmaitych środowisk. Zachowują się cicho i powściągliwie. Słychać tylko krzyki dzieci.

Mrok ogarnia już to dziwne obozowisko. Tylko gdzieniegdzie palą się lampki oliwne. Siedząc na ziemi wokół świateł, całe rodziny spożywają posiłek. Matki karmią piersią niemowlęta. Inne zaś dzieci usypiają zmęczone, trzymając w różowych paluszkach kawałki chleba. Opierają się na piersiach matek jak kurczęta pod skrzydłami kwoki. Matki zaś, posługując się wolnymi rękami, kończą, jak potrafią, posiłek, drugimi – tulą do serca pociechy. Niektóre rodziny nie rozpoczęły jeszcze wieczerzy. Rozmawiają w półmroku zapadającego zmierzchu, czekając na przygotowanie strawy. Tu i tam płoną ogniska, wokół których krzątają się niewiasty. Jakaś wolna, bardzo wolna i żałosna kołysanka usypia gdzieś dziecko, które nie chce zasnąć. W górze piękne i pogodne niebo nabiera coraz to mocniejszego odcienia ciemnego błękitu. Staje się ono jakby ogromnym jedwabistym welonem z granatowego aksamitu, na którym niewidzialni artyści i czeladnicy umieszczają klejnoty i świecidełka: jedne – oddzielnie; inne – ułożone w dziwaczne figury geometryczne. Wśród nich jaśnieje Duża i Mała Niedźwiedzica w kształcie wozu, którego dyszel, po odczepieniu zaprzęgu wołów, pozostaje oparty o ziemię. Gwiazda polarna śmieje się pełnym blaskiem. Jest październik, bo słyszę silny męski głos:

«Piękny październik mamy, jak rzadko!»

A oto z głębi obozu nadchodzi Anna. Niesie różne rzeczy do jedzenia rozłożone na szerokim, płaskim chlebie, który wygląda jak nasz podpłomyk i służy jej za półmisek. Alfeusz czepia się jej spódnicy i daje znać o sobie dziecięcym szczebiotem. Joachim, stojąc przy wejściu do małego liściastego szałasu, rozmawia z trzydziestoletnim mężczyzną, którego Alfeusz wita okrzykiem: «Tata!»

Gdy Joachim zauważa nadchodzącą Annę, śpiesznie zapala lampę. Anna krokiem królewskim przechodzi między rzędami namiotów. W jej postawie jest coś królewskiego, ale i skromnego zarazem. Nie jest wyniosła. Podnosi z ziemi małego dzieciaka pewnej bardzo, bardzo biednej kobiety, który stąpając niezdarnie przewrócił się tuż pod jej stopy. Malec ma buzię umazaną błotem i płacze. Anna pociesza go i wyciera, po czym oddaje nadbiegającej matce, mówiąc: «Nic się nie stało! Na szczęście nie zrobił sobie krzywdy. Jakie śliczne dziecko. Ile ma lat?»

«Trzy. Jest przedostatnie. Niebawem będzie następne. Mam sześciu synów. Chciałabym mieć teraz córeczkę... Dla matki córka zawsze wiele znaczy.»

«Najwyższy hojnie cię obdarował, niewiasto!» – wzdycha Anna. A tamta mówi:

«Wiem, jestem biedna, lecz dzieci są naszym skarbem, a najstarszy umie już nawet pomagać. A ty, pani, (widocznie niewiasta spostrzegła wyższość społeczną Anny) ile masz dzieci?»

«Żadnego.»

«To ten mały nie jest twój?»

«Nie. To syn mojej bardzo dobrej sąsiadki. Jest moją pociechą.»

«Twoje pomarły lub może...»

«Nie miałam nigdy żadnego.»

«O!» – uboga kobieta patrzy na nią ze współczuciem.

Anna rozstaje się z nieznajomą, wzdycha i udaje się w stronę swego szałasu.

«Musiałeś na mnie długo czekać, Joachimie! Zatrzymałam się z pewną ubogą niewiastą. Wyobraź sobie, że jest matką sześciu synów. I niebawem znów będzie miała dziecko.»

Joachim wzdycha. Ojciec Alfeusza woła malca do siebie, na co ten odpowiada: «Zostanę z Anną! Pomogę jej.»

Wszyscy wybuchają śmiechem.

«Zostaw go, nie przeszkadza nam. Jeszcze nie jest zobowiązany do wypełniania Prawa. Tu czy tam jest tylko małym jedzącym ptaszkiem» – mówi Anna.

Siadając bierze malca na kolana. Częstuje go podpłomykiem i podaje mu coś, co może być smażoną rybą. Widzę, jak starannie wyjmuje z niej ości. Najpierw obsłużyła męża. Sama je na końcu.

Na nocnym [niebie] coraz więcej iskrzy się gwiazd i coraz więcej świateł zapala się w obozie. Potem powoli większość z nich gaśnie, począwszy od namiotów, przy których pielgrzymi pierwsi zjedli i udają się już na spoczynek. Z wolna cichnie nawet szmer. Nie słychać już płaczu niemowląt. Tylko jakieś karmione piersią dziecko odzywa się, jak jagnię szukające matczynego mleka. Noc ogarnia swym tchnieniem ludzi i przedmioty, zacierając troski i wspomnienia, nadzieje i smutki. A może te ostatnie, choć przytłumione, trwają nadal we śnie, w marzeniach sennych. Anna zwraca się do małżonka, kołysząc Alfeusza, który usypia w jej ramionach:

«Tej nocy śniłam, że za rok przybędę do Miasta Świętego na dwa święta, a nie na jedno. Jednym będzie ofiarowanie w Świątyni mego dziecka. O, Joachimie!...»

«Ufaj, ufaj, Anno! Coś jeszcze usłyszałaś? Pan nic ci nie szepnął do serca?»

«Nie, to był tylko sen.»

«Jutro jest ostatni dzień modlitwy. Wszystkie ofiary zostały już złożone. Raz jeszcze odnowimy je uroczyście. Zwyciężymy Boga naszą wierną miłością. Ciągle myślę, że będzie z tobą tak samo, jak z Anną, małżonką Elkany.»

«Jeśli Bóg zechce... Obym szybko usłyszała: “Odejdź w pokoju. Bóg Izraela obdarzył cię łaską, o którą prosiłaś”» [– mówi Anna.]

«Jeśli otrzymasz łaskę, oznajmi ci to dziecko, kiedy po raz pierwszy poruszy się w twoim łonie. Będzie to głos niewinności, a więc głos Boga» [– mówi Joachim.]

Teraz już całe obozowisko ogarnęła noc. Anna odnosi Alfeusza do sąsiedniego szałasu i kładzie na posłaniu z siana, gdzie śpią już jego bracia. Następnie wraca i kładzie się obok Joachima. Na końcu gaśnie też ich lampka: jedna z ostatnich gwiazdek na ziemi. Pozostają piękniejsze gwiazdy na niebie, czuwając nad wszystkimi śpiącymi.



Przekład: "Vox Domini"