Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga II - Pierwszy rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

103. DZIEŃ POŚWIĘCENIA ŚWIĄTYNI

W DOMU ŁAZARZA Z PASTERZAMI

Napisane 22 marca 1945. A, 4808-4826 i 4832-4838

Okazały dom Łazarza jest tego wieczoru jeszcze wspanialszy. Wydaje się rozpalony niezliczonymi światłami. Błyszczą w nim, a ich jasność wychodzi na zewnątrz w tę zapadającą noc. [Światło] wylewa się z sal do atrium, a stamtąd do portyku. Rozchodzi się, przyoblekając złotem kamienie ścieżek, rośliny i kwietniki. Rywalizuje ze światłem księżycowym, tryumfując na pierwszych metrach żółtym i cielistym blaskiem. Nieco dalej wszystko staje się anielskie, odziane w czyste srebro, rozlewane przez księżyc na wszystkie rzeczy. Nawet cisza – ogarniająca wspaniały ogród, w którym słychać jedynie melodyjny szmer strumienia wody w sadzawce – wydaje się powiększać poważny i rajski spokój księżycowej nocy. Zaś blisko domu radosne i liczne głosy – którym towarzyszą wesołe odgłosy sprzętów przesuwanych z miejsca na miejsce, obrusów przynoszonych na stoły - przypominają, że człowiek nie jest jeszcze duchem, lecz człowiekiem.

Marta porusza się szybko w swej obszernej szacie, wspaniałej i skromnej, o czerwono-filoletowej barwie. Wydaje się w niej kwiatem, kampanulą lub motylem, który porusza się między purpurowymi murami atrium, ścianami przyozdobionymi małymi rysunkami, przypominającymi dywan sali biesiadnej.

Jezus spaceruje sam, pochłonięty myślami, w pobliżu sadzawki. Wydaje się, że na przemian ogarnia Go ciemny cień, rzucany przez wielkich rozmiarów wawrzyn – prawdziwy gigant – i fosforyzujące światło coraz wyraźniejszego księżyca. Światło jest tak żywe, że strumyczek [wpadający do] sadzawki wydaje się srebrnym piórkiem, które rozszczepia się na brylantowe kawałeczki, opadając i gubiąc się na spokojnej, małej i srebrzystej powierzchni sadzawki. Jezus patrzy i słucha szmeru wody w nocy. Mają one brzmienie muzyki i budzą słowika uśpionego w gęstwinie wawrzynu. [Ptak] odpowiada na szmer harfy powolnych kropli ostrym dźwiękiem fletu. Potem zatrzymuje się, jakby chciał uchwycić właściwy ton, i dodaje wreszcie do wodnego akordu swe uderzenie. On – prawdziwy król śpiewu – [wyśpiewuje] doskonały hymn, wielobarwny, delikatny, napełniony radością.

Jezus nie chodzi już, aby nie zakłócać odgłosem kroków pogodnej radości słowika i Swojej także, jak sądzę, bo pochyla głowę z uśmiechem pogodnej radości. Słowik trzyma i moduluje nutę bardzo czystą tonami wznoszącymi się. Zadaję sobie pytanie, jak tak małe gardziołko potrafi do tego stopnia trzymać nutę. Potem jego śpiew przerywa się. Jezus woła: «Błogosławię Cię, Ojcze Święty, za tę doskonałość i za radość, jaką Mi dałeś!»

Potem podejmuje znów powolny spacer pełen niezgłębionej medytacji. Szymon przyłącza się do Niego: «Nauczycielu, Łazarz prosi, żebyś przyszedł. Wszystko jest przygotowane.»

«Chodźmy. I niech w ten sposób opadnie ostatnia wątpliwość, że są Mi mniej drodzy z powodu Marii.»

«Co za ból, Nauczycielu! Jedynie Twój tajemny cud może uleczyć tę boleść. Czy wiesz, że Łazarz był gotów uciec, gdy – po ich powrocie – ona wyszła z domu mówiąc, że porzuca grób dla radości... i inne zuchwalstwa? Ja i Marta błagaliśmy, żeby tego nie robił, bo... nie można nigdy przewidzieć reakcji serca. Gdyby ją znalazł – sądzę - ukarałby ją ostatecznie. Chcieliby, żeby przynajmniej nie mówiła o Tobie...»

«...I żebym dokonał dla niej natychmiastowego cudu. Mógłbym to uczynić, ale nie chcę wymuszonego zmartwychwstania serc. Zmuszam śmierć do zwrócenia Mi swej zdobyczy, bo jestem Panem śmierci i życia. Jeśli zaś chodzi o ducha - który nie jest materią nieożywioną, pozbawioną życia, lecz istotą nieśmiertelną, zdolną do podniesienia się dzięki własnej woli – nie wymuszam zmartwychwstania. Kieruję pierwsze wezwanie i udzielam pierwszej pomocy jak ktoś, kto otwiera grób z zamkniętą w nim żyjącą jeszcze osobą. Musiałaby ona powoli skonać, gdyby pozostała w duszących ciemnościach. Pozwalam, by wniknęło powietrze i światło, a potem... czekam. Jeśli duch pragnie wyjść, wychodzi, jeśli nie chce, pogrąża się w ciemnościach jeszcze bardziej i głębiej. Ale jeśli wyjdzie!... O, jeśli wyjdzie - zaprawdę powiadam ci – nikt nie będzie większy niż ten wskrzeszony duch. Tylko absolutna niewinność jest większa niż umarły, który powrócił do życia mocą własnej miłości i dla radości Boga... To Moje największe zwycięstwa!

Spójrz na niebo, Szymonie. Widzisz na nim gwiazdy, większe lub mniejsze, i planety różnej wielkości. Wszystkie posiadają swoje istnienie i blask dzięki Bogu, który je uczynił, ale nie wszystkie mają tę samą jasność i te same rozmiary. W Moim Niebie też tak będzie. Wszyscy zbawieni posiądą dzięki Mnie życie, a dzięki Mojemu światłu – blask. Ale nie wszyscy będą mieć tę samą jasność i podobną wielkość. Jedni będą podobni do pyłu astralnego – jak ten, który tworzy Drogę Mleczną. Tacy będą niezliczeni: ci, którzy od Chrystusa posiądą – lub raczej wchłoną – minimum niezbędne, aby nie pójść na potępienie. Oni przyjdą do Nieba tylko dzięki nieskończonemu miłosierdziu Bożemu, po długim Czyśćcu. Inni będą bardziej jaśniejący i bardziej ukształtowani. To będą sprawiedliwi, którzy zjednoczyli swą wolę - zauważ: swoją wolę, a nie swoją dobrą wolę – z wolą Chrystusa i, aby się nie potępić, byli posłuszni Moim słowom. Dalej będą planety: [ludzie] dobrej woli, o blasku niesłychanym! Ich światło będzie blaskiem czystego diamentu lub drogich, różnobarwnych kamieni: czerwień rubinu, fiolet ametystu, jasność topazu, jaśniejąca biel pereł. To ci, którzy byli zakochani aż do oddania życia, pokutujący z miłości, działający z miłości, nieskalani z miłości.

A pośród nich będą tacy, których przedstawiają niektóre planety. Będą mieć w sobie [równocześnie] światłość rubinu, ametystu, topazu i perły. Będą Moją chwałą, Odkupiciela, bo całą ich istotę ogarnie miłość: heroiczni, by dojść do uzyskania przebaczenia za to, że nie umieli kochać od początku; pokutujący, bo nasycili się wynagradzaniem jak Estera, która – nim stanęła przed Aswerusem - nasycała się wonnościami; niestrudzeni, by w krótkim [czasie], w tak krótkim czasie, który im pozostaje, uczynić to, czego nie zrobili przez lata utracone w grzechu; heroicznie czyści do tego stopnia, że zapomną o tym, że istnieją zmysły zarówno swoim ciałem, jak i sercem, i umysłem. To będą ci, którzy przyciągną swym różnorodnym blaskiem oczy wierzących, czystych, pokutujących, męczenników, bohaterów, ascetów, grzeszników i dla nich wszystkich ich blask będzie słowem, odpowiedzią, zaproszeniem, pewnością... Ale chodźmy. Rozmawiamy, a tam czekają.»

«To dlatego, że kiedy mówisz, człowiek zapomina, że jest istotą żyjącą. Czy mogę to wszystko powiedzieć Łazarzowi? Wydaje się, że jest w tym obietnica...»

«Nawet powinieneś to powiedzieć. Słowo przyjaciela może ulżyć ich ranom i nie będą się wstydzić, jak wstydziliby się przede Mną... Kazaliśmy ci czekać, Marto. Ale rozmawiałem z Szymonem o gwiazdach i zapomnieliśmy o innych światłach. Naprawdę twój dom jest firmamentem niebieskim tego wieczoru...»

«Nie tylko dla nas i sług, ale to również dla Ciebie i dla gości, Twoich przyjaciół, zapaliliśmy tyle świateł. Dziękuję za przybycie na ostatni wieczór. Jest teraz święto... to właśnie dzień Oczyszczenia...»

Marta chciałaby powiedzieć więcej, ale czuje łzy napływające do oczu i milknie.

«Pokój wam wszystkim» – mówi Jezus wchodząc do atrium, gdzie lśni dziesięć zapalonych srebrnych świeczników. Stoją prawie wszędzie. Łazarz podchodzi, uśmiechnięty: «Pokój i błogosławieństwo Tobie, Nauczycielu, i wielu lat świętej szczęśliwości.»

Całują się.

«Pewni nasi przyjaciele powiedzieli mi, że urodziłeś się, gdy Betlejem iskrzyło się w dniu dawnego Poświęcenia. Cieszymy się, że mamy Ciebie tego wieczoru: my i oni. Nie pytasz, kim są?»

«Nie mam innych przyjaciół niż ci, którzy są Moimi uczniami i drogimi przyjaciółmi z Betanii, oprócz pasterzy. A więc to oni. Przyszli? Dlaczego?»

«Aby Cię uczcić, nasz Mesjaszu. Jonatan powiedział nam o Twojej obecności i jesteśmy tu... z naszymi stadami, które są teraz w pomieszczeniach Łazarza... i z naszymi sercami... teraz i zawsze u Twoich świętych stóp.»

Izaak mówi w imieniu Eliasza, Lewiego, Józefa i Jonatana. Wszyscy upadli do Jego stóp. Jonatan ma swój piękny strój zarządcy - ulubieńca pana. Izaak, niestrudzony pielgrzym, jest odziany w ciężki strój z nieprzemakalnej, kasztanowej wełny. Lewi, Józef i Eliasz nie są w biednych łachmanach pasterzy – podartych i przesiąkniętych wonią stad – lecz w całkiem nowych szatach Łazarza, by móc zająć miejsce przy stołach.

«To w tym celu wysłaliście Mnie do ogrodu? Niech Bóg was wszystkich błogosławi! Brakuje Mi tylko Matki do szczęścia. Powstańcie, wstańcie. To Moja pierwsza rocznica urodzin bez Matki. Ale wasza obecność usuwa smutek i tęsknotę za Jej pocałunkiem.»

Wszyscy wchodzą do sali biesiadnej. Tu świeczniki są w większości ze złota. Metal ożywia blask światła, które wydaje się bardziej jaśniejące, odbijając się od złota. Stół został ułożony w kształcie litery “U”, by zrobić miejsce dla tak wielu osób i dla ułatwienia pracy sług i przynoszących potrawy. Oprócz Łazarza są apostołowie, pasterze i Maksymin, stary sługa Szymona.

Marta czuwa nad rozdziałem miejsc i chce stać. Jezus sprzeciwia się: «Dziś nie jesteś panią domu, lecz siostrą i zajmiesz miejsce ze Mną, tak jakbyśmy byli krewnymi. Stanowimy jedną rodzinę. Odkładamy zasady, dając miejsce miłości. Tu... przy Mnie... i blisko ciebie Jan... Ja z Łazarzem... Ale daj Mi lampę. Między Mną i Martą niech czuwa jedno światło... jeden płomień dla nieobecnych... ale obecnych w naszym duchu... Dla tych, których kochamy, na których czekamy... dla niewiast, które są nam drogie, a oddalone... dla wszystkich... Płomień ma świetliste słowa... miłość ma słowa płomienne. Słowa te idą daleko, na falach niematerialnych duchów, które zawsze się odnajdują, poza górami i morzami. Przynoszą pocałunki i błogosławieństwo... One przynoszą wszystko. Prawda?»

Marta stawia lampę tam, gdzie chce Jezus, w miejscu, które pozostaje puste, i – rozumiejąc intencję Jezusa - pochyla się, by ucałować Jego rękę. On kładzie ją na jej ciemnej głowie, błogosławiąc i pocieszając.

Zaczyna się posiłek. Na początku trzej pasterze są trochę skrępowani. Izaak ma już więcej śmiałości, a Jonatan nie okazuje skrępowania. Ośmielają się w miarę trwania posiłku i po początkowym milczeniu zaczynają rozmawiać. Ale o czym mają mówić, jeśli nie o swoich dawnych przeżyciach?

«Dopiero co odszedłem... – wspomina Lewi. – Było mi tak zimno, że schroniłem się między trzody. Płakałem. Chciałem być z mamą...»

«Ja myślałem o młodej Matce, którą spotkałem trochę wcześniej, i mówiłem sobie: “Czy znajdzie jakieś miejsce?” Gdybym wiedział, że była w miejscu dla zwierząt, zaprowadziłbym ją do naszej zagrody!... Ona była tak miła, jak lilia z naszych dolin. Sądziłem, że obraziłbym Ją, gdybym powiedział: “Chodź do nas”. Ale myślałem o Niej... i czułem jeszcze bardziej chłód, gdy myślałem, że Ona będzie od niego cierpieć. Przypominasz sobie światło tego wieczoru? I twój strach?»

«Tak... ale potem... anioł... o!...» – Lewi, trochę rozmarzony, uśmiecha się do swego wspomnienia.

«O! Posłuchajcie, przyjaciele [– mówi Piotr. –] Wiemy tylko trochę i jesteśmy źle poinformowani. Słyszeliśmy coś o aniołach, o grocie, o stadach, o Betlejem... Jeśli chodzi o nas, wiemy, że On jest Galilejczykiem i cieślą... To niesprawiedliwe, żebyśmy nie wiedzieli [więcej]. Pytałem Nauczyciela w “Pięknej Rzece”... ale potem mówiliśmy o czymś innym. Ten, który wie, nic mi nie powiedział... Tak, to o tobie mówię, Janie, synu Zebedeusza. Piękny masz szacunek dla starszego! Zachowujesz wszystko dla siebie i pozwalasz na to, że wzrastam jako uczeń ograniczony. Czyż nie jestem już i tak zbytnio ograniczony?»

Wszyscy śmieją się z dobrotliwego rozgniewania Piotra, który zwraca się do Nauczyciela: «Oni się śmieją, ale to ja mam rację!»

Potem odwraca się do Bartłomieja, Filipa, Mateusza, Tomasza, Jakuba i Andrzeja: «No, mówcie i wy. Zaprotestujcie ze mną! Dlaczego my nic nie wiemy?»

«Naprawdę?... A gdzie byliście, gdy umierał Jonasz? Czy byliście na Libanie?» [– pyta Jezus]

«Masz rację. Jednak co do Jonasza to sądziłem... ja przynajmniej... że umierając majaczył... a na Libanie... byłem zmęczony i spałem. Wybacz mi, Nauczycielu, ale taka jest prawda.»

«I będzie to prawdą w odniesieniu do wielu ludzi! Świat ewangelizowanych często będzie tak odpowiadał Wiecznemu Sędziemu, aby wytłumaczyć swą ignorancję, pomimo nauczania Moich apostołów. Odpowie, mówiąc to, co właśnie powiedziałeś: “Sądziłem, że to było majaczenie... Byłem zmęczony i zaspany”. I często nie przyjmie prawdy, bo weźmie ją za brednie i nie przypomni sobie o prawdzie, bo będzie zmęczony z powodu zbyt wielu rzeczy niepotrzebnych, przemijających, a nawet grzesznych. A jedno tylko jest konieczne: znać Boga.»

«A zatem – gdy nam już powiedziałeś, na co zasługujemy – opowiedz nam, jak to wszystko się zdarzyło... Twojemu Piotrowi... Potem opowiem to ludziom. W przeciwnym razie... Mówiłem Ci: cóż mogę powiedzieć? Przeszłości nie znam, proroctw ani Księgi nie potrafię wyjaśnić, przyszłości... o, ja biedny!... Jak więc będę ewangelizował?»

«Tak, Nauczycielu. Niech i my to poznamy... Wiemy, że jesteś Mesjaszem, i wierzymy w to. Co do mnie... trudno mi było jednak przyjąć, że z Nazaretu może wyjść coś dobrego... Dlaczego nie dałeś mi poznać do razu Twojej przeszłości?» – pyta Bartłomiej.

«Aby wypróbować twą wiarę i przejrzystość twojego ducha. Ale teraz powiem wam. Więcej: my wam powiemy o Mojej przeszłości. Powiem nawet to, o czym pasterze nie wiedzą. Oni powiedzą o tym, co widzieli. I poznacie świt Chrystusa. Posłuchajcie więc:

Kiedy nadszedł czas łaski, Bóg przygotował dla Siebie Dziewicę. Możecie dobrze zrozumieć, że Bóg nie mógł przebywać tam, gdzie szatan postawił swój niezatarty znak. Wszechmoc pracowała więc, aby utworzyć Swą przyszłą niepokalaną Świątynię. I dzięki dwojgu sprawiedliwych, starszych wiekiem, wbrew zwykłym regułom przekazywania życia, została poczęta Ta, na której nie ma żadnej plamy. Kto złożył tę duszę w ciele, które odmłodziło stare łono Anny, córki Aarona, Mojej babki? Widziałeś, Lewi, Archanioła wszystkich zwiastowań. Możesz powiedzieć: to on. Bo to zawsze zwycięska Moc Boga przynosi nowinę radości świętym i prorokom. Ona jest nieugięta i na niej największa moc szatana złamała się jak wysuszona łodyga. Jest rozumna i przy pomocy swej dobrej i jasnej inteligencji zniszczyła zasadzki inteligencji innej, złośliwej, wykonując pośpiesznie rozkazy Boże.

On, Zwiastun, który już znał ziemskie drogi – zstępował bowiem, by mówić do Proroków – z okrzykiem radości zabrał Boski Ogień, iskrę niepokalaną, która była duszą Wiecznego Dziecka, i zamykając ją w kręgu płomieni anielskich, płomieni Jej miłości duchowej, zaniósł ją na ziemię do domu, do jednego łona. Od tej chwili świat posiadł Adorującą. A Bóg od tej chwili mógł patrzyć na jeden punkt na ziemi bez odczuwania obrzydzenia. I urodziło się małe Dziecię, Umiłowane przez Boga i Jego aniołów, Poświęcone Bogu, w sposób święty kochane przez rodziców. “Abel składał Bogu pierwociny ze swej trzody”. O! Zaprawdę, rodzice wiecznego Abla potrafili oddać Bogu pierwociny ich dobra, całe ich dobro, umierając z powodu tego, że dali to dobro Temu, który go im udzielił!

Moja Matka była Dzieckiem Świątyni od trzeciego do piętnastego roku życia i przyśpieszyła przyjście Chrystusa mocą Swej miłości. Dziewica – nim została poczęta, dziewica w ciemności łona, dziewica od pierwszych ruchów, dziewica od pierwszych kroków, dziewica należąca do Boga, jedynie do Boga. I ogłosiła Swe prawo, wyższe od przepisu Prawa Izraela, otrzymując od małżonka, który Jej został dany od Boga, [zapewnienie,] że pozostanie nietknięta po zaślubinach.

[por. Mt 1,19] Józef z Nazaretu był człowiekiem sprawiedliwym. Tylko jemu mogła zostać powierzona Lilia Boża i tylko on Ją otrzymał. Ten anioł, w duszy jak i w ciele, kochał, jak miłują aniołowie Boży. Głębia tej miłości mocnej, zawierającej całą czułość małżeńską bez przekraczania bariery niebiańskiego ognia, poza którą była Arka Pana, zostanie zrozumiana tylko przez niewielu na tej ziemi. To jest świadectwo o tym, czym może być sprawiedliwy, byle tylko tego chciał, świadectwo o tym, co potrafi. Nawet bowiem dusza zraniona grzechem pierworodnym posiada potężne siły wznoszenia się, przypominania sobie o swej godności dziecka Bożego i powracania do niej, działania w sposób boski, z miłości do Ojca.

[por. Łk 1,26n] Maryja była jeszcze w Swoim domu, oczekując na zamieszkanie z małżonkiem, kiedy Gabriel, anioł boskich zwiastowań, powrócił na ziemię i poprosił Dziewicę, żeby była Matką. Już wcześniej obiecał Prekursora kapłanowi Zachariaszowi, który w to nie uwierzył. Dziewica zaś uwierzyła, że to może się stać z woli Boga, i – wzniosła w Swej niewiedzy – zapytała tylko: “Jakże się to stanie?” A Anioł Jej odpowiedział: “Jesteś pełna Łaski, Maryjo. Nie bój się więc, gdyż znalazłaś łaskę u Pana nawet w tym, co dotyczy Twego dziewictwa. Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu dasz imię Jezus, bo to jest On – Zbawiciel obiecany Jakubowi i wszystkim Patriarchom, i Prorokom Izraela. Będzie wielki i będzie Prawdziwym Synem Najwyższego, gdyż to przez działanie Ducha Świętego zostanie poczęty. Ojciec da Mu tron Dawida, jak to przepowiedział, i będzie panował nad domem Jakuba aż do końca wieków, a Jego prawdziwe Królestwo nie będzie miało nigdy końca. Teraz Ojciec, Syn i Duch Święty czekają na Twoją zgodę, aby spełnić obietnicę. Już Poprzednik Chrystusa żyje w łonie Elżbiety, Twej kuzynki i, jeśli wyrazisz zgodę, Duch Święty zstąpi na Ciebie. Święty będzie Ten, który zrodzi się z Ciebie, i będzie nosił Swoje prawdziwe Imię - Syna Bożego.”

A wtedy Maryja odpowiedziała: “Oto Ja, Służebnica Pańska. Niech Mi się stanie według słowa twego.” I Duch Boży zstąpił na Swoją Małżonkę. W pierwszym objęciu dał Jej Swe światło, które uwieńczyło doskonalenie cnót milczenia, pokory, roztropności i miłości, których była pełna. Stała się odtąd jedno z Mądrością, nieodłączna od Miłości, Posłuszna i Czysta. Zatraciła się w oceanie Posłuszeństwa, którym Ja jestem. I doznała radości bycia Matką, nie poznawszy niepokoju utraty dziewictwa. Była śniegiem, który cały stał się kwiatem. Taka oddała się Bogu...»

[por. Mt 1,19] «A małżonek?» – pyta oszołomiony Piotr.

«Pieczęć Boża zamknęła wargi Maryi i Józef poznał cud dopiero wtedy, gdy – po powrocie z domu Swego krewnego, Zachariasza – Maryja ukazała się oczom małżonka jako Matka.»

«I co on zrobił?» [– pyta Piotr.]

«Cierpiał... i Maryja cierpiała...»

«Gdybym to był ja...» [– mówi Piotr.]

«Józef był święty, Szymonie, synu Jony. Bóg wie, gdzie umieszcza Swe dary... Józef cierpiał głęboko i postanowił Ją opuścić, biorąc na siebie opinię niesprawiedliwego. Anioł jednak zstąpił, żeby mu powiedzieć: “Nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej małżonki. Ten bowiem, który się w Niej kształtuje, jest Synem Bożym. To za sprawą Boga Ona jest Matką. Kiedy Syn się urodzi, nadasz Mu imię Jezus, gdyż to On jest Zbawicielem”.»

«Czy Józef był wykształcony?» – pyta Bartłomiej.

«Jak potomek Dawida.»

«Zatem musiał natychmiast mieć światło i przypomniał sobie o Proroku: “Oto Panna pocznie...”»

«Tak, miał je. I po doświadczeniu pojawiła się radość...»

«Gdybym to był ja – podejmuje Szymon Piotr – nic dobrego by się nie przydarzyło, bo już wcześniej bym... O! Panie, jak to dobrze, że to nie byłem ja! Złamałbym Ją jak łodygę, nie dając czasu na wypowiedzenie nawet słowa. A potem, gdybym nie był zabójcą, czułbym przed Nią lęk... odwieczną bojaźń całego Izraela wobec Miejsca Świętego...»

«Nawet Mojżesz bał się Boga, a jednak otrzymał pomoc i pozostał z Nim na górze... Józef poszedł więc zamieszkać w świętym domu Małżonki i troszczył się o potrzeby Dziewicy i Tego, który miał się narodzić. A kiedy dla wszystkich przyszedł czas edyktu, udał się z Maryją do ziemi ojców. Betlejem ich odrzuciło, bo serce ludzi zamknięte jest na miłość.

Teraz kolej na was» [– mówi Jezus do pasterzy.]

[por. Łk 2,3n] «Ja spotkałem pod wieczór młodą Niewiastę, uśmiechniętą, jadącą na osiołku. Towarzyszył jej jakiś mężczyzna. Poprosił mnie o mleko i o informacje. Powiedziałem mu to, co wiedziałem... Nadeszła noc... i wielkie światło... wyszliśmy... i Lewi zobaczył anioła blisko zagrody. Anioł powiedział: “Zbawiciel narodził się”. Była głęboka noc, a niebo roiło się od gwiazd. Ale ich światło traciło się w światłości Anioła i tysięcy, tysięcy aniołów... (Eliasz płacze jeszcze na to wspomnienie). Anioł powiedział: “Idźcie Go adorować. Jest w grocie, w żłobie, między dwoma zwierzętami... Znajdziecie małe Dziecię zawinięte w biedne pieluszki...” O! Jakże Anioł iskrzył się, mówiąc te słowa!... Ale... pamiętasz Lewi? Skrzydła wysyłały płomienie, gdy – po skłonieniu się na imię Zbawiciela – powiedział: “...Chrystus Pan”?»

[por. Łk 2,13n] «O! Czy sobie przypominam? I tysiące głosów! O! “Chwała Bogu na Wysokościach Niebios, a na ziemi pokój ludziom dobrej woli!” Ta muzyka jest tu, ona jest tu i prowadzi mnie do Nieba, za każdym razem gdy ją słyszę» – Lewi podnosi w ekstazie oblicze, na którym lśni łza.

[por. Łk 2,15n] «I poszliśmy – mówi Izaak – objuczeni jak zwierzęta pociągowe... radośni jak na zaślubiny, a potem... nic nie potrafiliśmy zrobić, gdy usłyszeliśmy Twój głosik, głos Matki... Wypchnęliśmy Lewiego, który był całkiem młody, aby spojrzał... Czuliśmy się jak trędowaci przed taką czystością... Lewi słuchał, śmiał się i płakał równocześnie. Mówił [dziecięcym głosem], jakby głosem baranka, tak że owieczka Eliasza zaczęła beczeć. A Józef przyszedł do otworu groty i kazał nam wejść... O! Jaki Ty byłeś mały i piękny! Pączek róży rozkwitły na sianie, które kłuło... I płakałeś... Potem uśmiechałeś się w cieple skóry z owieczki, którą Ci ofiarowaliśmy... i po wypiciu mleka, które udoiliśmy... Twój pierwszy posiłek... O!... a potem... potem Cię pocałowaliśmy... Pachniałeś migdałami i jaśminem... i nie potrafiliśmy Cię opuścić...»

«I rzeczywiście nigdy Mnie nie opuściliście.»

«To prawda – mówi Jonatan. – Twoje rysy pozostały w nas, Twój głos i Twój uśmiech... Wzrastałeś... byłeś coraz piękniejszy... Świat dobrych przychodził cieszyć się Tobą... a świat złych unikał Cię... Anna... Twoje pierwsze kroki... Trzej Mędrcy... gwiazda...»

«O! Co za noc, jakie światło! Świat wydawał się płonąć tysiącem świateł. W wieczór Twego przybycia światło było nieruchome i perłowe. Gwiazdy tańczyły, wtedy [Cię] adorowały.

[por. Mt 2,1n] Ze wzniesienia widzieliśmy przechodzącą karawanę i obserwowaliśmy ją, chcąc zobaczyć, czy się zatrzyma... I nazajutrz całe Betlejem zobaczyło adorację Mędrców. A potem... O! Nie mówmy o okropnościach!... Nie mówmy o tym!...»

Eliasz blednie na to wspomnienie.

«Tak, nie mówmy o tym. Niech zapanuje milczenie nad nienawiścią...»

«Największym cierpieniem było to, że już Cię z nami nie było i że nie mielimy wiadomości o Tobie. Zachariasz również nic nie wiedział. Nasza ostatnia nadzieja... Potem nic.»

«Dlaczego, Panie, nie pocieszyłeś Swoich sług?»

«Pytasz dlaczego, Filipie? Ponieważ tak było roztropnie. Widzisz, że nawet Zachariasz, którego formacja duchowa dopełniła się w tamtej godzinie, nie chciał uchylić zasłony. Zachariasz...»

«Ale powiedziałeś, że to on zajął się pasterzami. A zatem dlaczego nie powiedział najpierw im [o Tobie], a potem Tobie [o nich], że Cię szukają?»

[por. Łk 1,6 ] «Zachariasz był człowiekiem sprawiedliwym – w pełni człowiekiem. Stał się mniej człowiekiem a bardziej sprawiedliwym w ciągu dziewięciu miesięcy, kiedy był niemy, i udoskonalił się w miesiącach, które nastąpiły po narodzeniu Jana. A kiedy Bóg zadał kłam pysze człowieka, burząc ją, wtedy Zachariasz stał się duchem sprawiedliwym. Mówił bowiem: “Ja, kapłan Boży, mówię, że to w Betlejem musi żyć Zbawiciel”. Tymczasem Bóg mu pokazał, że osąd nawet jeśli pochodzi od kapłana, lecz nie jest oświecony przez Boga, jest mizernym osądem. Myśląc z przerażeniem: “Mogłem przyczynić się do zabicia Jezusa moimi słowami”, Zachariasz stał się człowiekiem sprawiedliwym, który teraz spoczywa, oczekując Raju. Sprawiedliwość nauczyła go roztropności i miłości: miłości wobec pasterzy, a ostrożności wobec świata, któremu Chrystus musiał być nie znany. Gdy po powrocie do ojczyzny skierowaliśmy się do Nazaretu - z tą samą ostrożnością, która od tamtej chwili kierowała Zachariaszem - ominęliśmy Hebron i Betlejem. Idąc wybrzeżem powróciliśmy do Galilei.

Nawet w dniu Mojej pełnoletniości nie ujrzeliśmy Zachariasza. Dzień wcześniej wyjechał z synem na własną uroczystość. Bóg widział, Bóg doświadczał, Bóg troszczył się, Bóg doskonalił.

[por. Łk 2,48n] Mieć Boga znaczy nie tylko radość, lecz także wysiłek. Mój ojciec musiał w trudzie miłować, a Moja Matka trudziła się troszcząc się o duszę i ciało. Okrywając tajemnicą Mesjasza - Dziecko unikano nawet tego, co było dozwolone. I niech to wyjaśni wielu ludziom, którzy nie rozumieją, podwójny powód niepokoju, kiedy zgubiłem się na trzy dni. [Pierwszy wynikał z] miłości matczynej i miłości ojcowskiej do Dziecka zgubionego. [Drugi –] z obawy opiekunów z powodu Mesjasza, który mógł zostać odkryty przed czasem. Przerazili się, że źle strzegli Zbawienia świata i wielkiego daru Boga. To był powód niezwykłego okrzyku: “Synu, dlaczegoś nam to uczynił? Twój ojciec i Ja z niepokojem szukaliśmy Ciebie!” Twój ojciec i twoja matka – zasłona zarzucona na blask Słowa Wcielonego. I odpowiedź: “Dlaczego Mnie szukaliście? Czyż nie wiedzieliście, że powinienem być w sprawach Mojego Ojca?” Sens odpowiedzi został przyjęty i zrozumiany przez Pełną Łaski, to znaczy: “Nie bójcie się. Jestem mały, jestem dzieckiem. Ale chociaż jako człowiek wzrastam fizycznie, w mądrości i w łasce w oczach ludzi, jednak jestem Doskonały jako Syn Ojca i dlatego potrafię postępować doskonale, służąc Ojcu, by rozbłysło Jego światło; służąc Bogu, by zachować dla Niego Zbawiciela.

I tak działałem aż do zeszłego roku. Teraz nadszedł czas. Zasłona się podnosi i Syn Józefa ukazuje się w Swej naturze: Mesjasz Dobrej Nowiny, Zbawiciel, Odkupiciel, Król przyszłego wieku.»

«I nigdy więcej nie widziałeś Jana?»

«Dopiero nad Jordanem, Mój Janie, gdy chciałem Chrztu.»

«I nie wiedziałeś, że Zachariasz oddał przysługę tym [pasterzom]?»

«Powiedziałem ci: po rzezi niewiniątek sprawiedliwi stali się świętymi, [zwykli] ludzie stali się sprawiedliwymi. Jedynie demony pozostały tym, czym były. Zachariasz nauczył się uświęcać przez pokorę, miłość, roztropność, milczenie.»

«Chcę to wszystko zapamiętać, ale czy będę potrafił?» – martwi się Piotr.

«Bądź spokojny, Szymonie [– mówi Mateusz. –] Jutro każę to powtórzyć pasterzom.... spokojnie... w ogrodzie. Raz, dwa, trzy razy, jeśli trzeba. Mam dobrą pamięć. Rozwinąłem ją przy mojej ladzie... i zachowam to w pamięci dla wszystkich. Kiedy będziesz chciał, powtórzę ci wszystko. Nie zapisywałem rozliczeń w Kafarnaum, a jednak...»

«O, tak! Ty się nie myliłeś nawet o pół drachmy!... Pamiętam doskonale!... Przebaczę ci jednak przeszłość - i to z całego serca – jeśli zapamiętasz to opowiadanie... i jeśli mi je będziesz często powtarzał. Chcę, żeby weszło w moje serce, jak w nich, jak w Jonasza... O! Umrzeć, wypowiadając Jego Imię!...»

Jezus patrzy na Piotra i uśmiecha się. Potem wstaje i całuje jego siwiejącą głowę.

«Dlaczego dajesz mi, Nauczycielu, ten pocałunek?»

«Ponieważ prorokowałeś. Umrzesz wypowiadając Moje Imię. Ucałowałem Ducha, który mówił w tobie.»

Potem Jezus głosem mocnym intonuje psalm i wszyscy, stojąc, wtórują Mu: «Wstańcie! Błogosławcie Pana, Boga naszego! Błogosławiony jesteś, Panie, Boże nasz, po wieczne czasy. Niech ludzie błogosławią wspaniałe imię Twoje, wyższe ponad wszelkie błogosławieństwo i chwałę. Ty, Panie, jesteś jedyny. Ty uczyniłeś niebiosa, niebiosa niebios i całe ich wojsko; ziemię i wszystko, co na niej się znajduje; morza i wszystko, co w nich...»

Jest to kantyk lewitów śpiewany w dniu Poświęcenia ludu, z drugiej Księgi Ezdrasza. Wszystko kończy się tym długim kantykiem. Nie wiem, czy należy do starożytnego rytu, czy też Jezus mówi go od Siebie.


10 kwietnia 1945. Znajdując się od trzech dni na wypoczynku, otwieram Biblię. Otwieram przypadkowo, aby przeczytać jakieś słowo pochodzące od Boga. Trafiam na Psalm 18 z pierwszej Księgi, wersety 25 do 31. I Pan mówi:

«Czyż to nie jest to, co możesz powiedzieć o sobie? Był czas, w którym nie zasługiwałaś na wynagrodzenie. Ja bowiem kochałem cię z Moją doskonałością, ale ty nie kochałaś Mnie z twoją doskonałością. Choć w głębi serca myślałaś też o Mnie, ale były w nim uczucia mocniejsze jeszcze niż te, które Mi dawałaś. Przypominasz sobie te czasy? Ja o nich pamiętam. Wyszłaś z pensjonatu cała nasycona Bogiem jak dziewica ze Świątyni przesycona zapachem rytualnego kadzidła. Ja już cię wybrałem. Kiedy cię wybrałem? Chcesz wiedzieć? Zaprawdę wtedy, gdy twoja dusza została stworzona, bo Odwieczna Myśl zna los każdego człowieka. Mała Maria - utrzymana przy życiu Moją wolą, mimo nieszczęśliwych okoliczności narodzenia i tych, które ci towarzyszyły w ciągu miesięcy, gdy byłaś małym aniołkiem karmionym mlekiem - ta mała była Moja, gdy wylała pierwsze łzy, widząc Mnie zdjętego z Krzyża. Szukałaś Mnie. Ja dałem ci Siebie z uśmiechem radości. Ten uśmiech odbił się dla ciebie w Niebiosach, mówiąc Ojcu i [Duchowi] Pocieszycielowi: “Pozwólcie dzieciom przyjść do Mnie”.

Jedynie wargi dzieci odejmują cierpienie Jego ranom; dzieci z powodu wieku lub z woli bycia takimi, którzy przez miłość i posłuszeństwo Nauczycielowi “stają się podobni do dzieci, by posiąść Królestwo Niebieskie”. Rozkosz Boga: Maryja - Dziewicza Matka, to doskonałe Dziecko, które raduje się w Królestwie Niebieskim. Dusze dorosłych, które stały się “dziecięce”, są rzadkością jak perły doskonale okrągłe i cudownie wielkie. Jedynie dzieci ze względu na wiek posiadają w pełni dusze, jakby jeszcze nie sprofanowane, sprawiające rozkosz Bogu i niosące ulgę Chrystusowi. I Syn pragnął cię od tej chwili. Każda niewinna łza zaskarbiała ci Jego pocałunek, każdy pocałunek – łaskę, każda łaska zaślubiała cię Bożej Miłości. To nie błąd, że patrząc wstecz można zaintonować Magnificat i Miserere. Magnificat mogłaś śpiewać aż do wyjścia z pensjonatu. Należałaś cała do Boga. Jeden ołtarz był w tobie i jedyna miłość. Lilię o kielichu zaledwie otwartym napełniała tylko rosa niebieska i promienie boskie. Potem przyszli ludzie. Z nimi – inne ołtarze i wiele innych miłości: uzurpatorzy Mego miejsca. I pozostali tak długo, jak długo Ja chciałem.

Mogłem nie chcieć tego. Ktoś mógłby rzec: “To było doświadczenie niebezpieczne”. Nie. To było konieczne. Apostołowie zostali upokorzeni przez swe porzucenie Chrystusa. W tamtym momencie wszystkie gałęzie zepsutej natury ludzkiej wzięły w nich górę i na nowo ogarnęło ich, wstrząsnęło nimi wszystko to, co niepokoi człowieka. Zrozumieli wtedy, zmiana nie wynikała z ich zasług, lecz z faktu przebywania z Jezusem. Pycha – czynnik psujący człowieka – została w nich skruszona. To musi się dokonać we wszystkich wybranych do specjalnego losu, by nie utracili [łaski] wyboru, stając się niegodnymi Mojej miłości. Jeden po drugim upadli ci, którzy zagarnęli Moje miejsce w tobie. I twój Bóg sam stał się twoim Królem, któremu śpiewałaś Miserere twego słusznego żalu. Teraz, Moja córko, popatrz na przeszłość i teraźniejszość. Popatrz na czas twoich licznych miłości do człowieka, do nauki, do samej siebie. Popatrz na chwilę obecną, gdy na nowo istnieje dla ciebie tylko jedna miłość – do Mnie. I powiedz Mi, powiedz to duszą, słuchając tylko jej samej, bo tylko jej głos jest prawdziwy i cenny: czyż nie masz teraz wszystkiego, odkąd należysz do Mnie? Czy nie posiadasz wszystkiego? Wielu niemądrych powie: “Ona nie ma nic! Ani zdrowia, ani radości, ani dobrobytu”. Ale dusza, która widzi własnymi oczyma, mówi: “Posiadam wszystko, nawet w świętym nadmiarze”. Czy można jednak nazwać nadmiarem to, co jest ściśle konieczne, by wznieść się ku Bogu? Masz szczególną misję niesienia słowa. To dar, ale nie jest on konieczny, by stać się ulubieńcem; posiadasz [łaskę] odczuwania Boga, gdy tego pragniesz. Dlaczego? Dlatego że, jak mówi Psalm: "Pan mnie nagradza za moją sprawiedliwość, za czystość rąk przed Jego oczyma.”

Jestem w sposób nieskończony i boski szczodry wobec sprawiedliwych i czystych sercem. Dobry jestem dla słabych, doskonale dobry względem tych, którzy potrafią być mocni przez wzgląd na Moją miłość. A ponieważ jestem Miłością, muszę zadawać sobie gwałt, by nie okazywać słabości wobec mających braki. Udzielam im miłosierdzia Mego Syna. Moim dzieciom ofiarowuję wielość Moich darów. Zbawiam ich, oświecam, wyzwalam i coraz bardziej umacniam. Prowadzę je, trzymając za rękę, drogą nieskalaną. Pouczam Moim Słowem przesyconym ogniem Miłości Boskiej. Tak jest z tobą, Moja duszo, która we Mnie złożyłaś miłość i całą ufność. Nie bój się, kwiecie Boży. Nie ma ani jednego kwiatka – od mikroskopijnego z krain lodowcowych, aż po ogromne kwiaty z rejonu tropiku – który pozostawiłbym bez rosy, światła i ciepła koniecznego dla ich życia pełnego wdzięku. A to tylko łodygi! A jakże troszczy się Stwórca o kwiaty Swoich dusz! Nie bój się, kwiecie Boży, perlący się Krwią i łzami Syna i Dziewicy. Tak jesteś Mi droga, zdobna w te klejnoty i w twoją wierność! Śpiewaj na zawsze Magnificat. Ojciec, Syn i Pocieszyciel są z tobą.»

O! Panie, Panie! Mówisz tak i z pewnością to jest prawdą. Wszystko było konieczne. Ale czym było dla mnie Twoje porzucenie w ubiegłym roku! Widzisz to. Ty znasz poruszenia serca. Są rany, które bolą nawet po zabliźnieniu, gdy tylko się je choć lekko poruszy; rany, które sprawiają cierpienie przez reakcję nerwową, gdy tylko się ich dotknie lub gdy się dotknie jakiejś części ciała. Przecięte nerwy zadają cierpienie, nawet gdy rana się zabliźniła. Twoje opuszczenie – nawet teraz kiedy znowu wziąłeś mnie do Twego Serca - stanowi ranę, która ciągle sprawia mi ból, bo przecięła nerw jednoczący mnie z Tobą. Nie pytam, dlaczego to uczyniłeś, ale mówię Ci tylko: Ty wiesz, czym było dla mnie Twoje opuszczenie! Dziś drżałam pisząc datę 10 kwietnia, bo to już dziś rok, jak pozostawiłeś Twój nędzny kwiat bez rosy, światła i ciepła. Omal nie umarłam. Wszystko Ci oddałam i gdybym posiadała jeszcze coś, dałabym Ci to, ale nie zsyłaj na mnie nigdy więcej podobnego doświadczenia. Widzisz, że moja nędza nie może tego znieść. Śpiewam, tak. Śpiewam moje Magnificat! Mówię Ci też, że z pewnością nie zasłużyłam, abyś “uczynił mi wielkie rzeczy”. Ale mój śpiew jest na zawsze zmieszany ze łzami. Jak dziecko, które przeszło w opuszczeniu przez okres dzieciństwa i nie ma już pogodnego uśmiechu szczęśliwych dzieci, tak we mnie jest zawsze obecne Twoje porzucenie z ubiegłego roku. Jezus ma rację! Maryja ma rację! To czego nie można znieść w “naszych cierpieniach” to porzucenie przez Ciebie, Ojcze.

Zapala się, kiedy to piszę, małe światło, które płonie ciągle przed Jezusem: mała gwiazda błyszcząca wraz z moim sercem przed moim Jezusem Ukrzyżowanym. To już rok, jak było zgaszone... Moja cela, moje tabernakulum, mój raj nie miał już światła. I to sprawiało mi taki ból... Wszystko miałam z Twojej miłości, ale też tak wiele z Twej surowości. Ciemności, samotność i także to, co Twój Syn nazwał “piekłem”... Byłam jak ptak, który przypadkowo wymknął się swoim katom. Boję się... Ze wszystkich stron widzę sieci i klatki, i mękę... Panie, litości...



Przekład: "Vox Domini"