129

146
„DZIENNICZEK” SIOSTRY FAUSTYNY
mawiać z Bogiem, jednak i to mi się nie udało, zaraz przyszli bracia i siostry, i zabrali mnie do mieszkania, i znowuż trzeba mówić, a tu tyle oczu utkwionych (168) we mnie, ale zdobyłam się na jeden sposób wytchnienia, prosiłam braci, żeby mi zaśpiewali, ponieważ mieli śliczne głosy, a przy tym jeszcze jeden grał na skrzypcach, a drugi na mandolinie, więc w tym czasie mogłam się oddać modlitwie wewnętrznej, nie unikając ich towarzystwa. Wiele mnie jeszcze kosztowało to, że musiałam całować dzieci. Znajome przychodziły z dziećmi i prosiły, żebym je brała chociaż na jedną chwilę na rękę i pocałowała. Mieli to za wielką łaskę, a dla mnie była sposobność do ćwiczenia się w cnocie, bo niejedno było dosyć brudne, ale żeby się przełamać i nie okazać wstrętu, to takie brudne dziecko pocałowałam dwa razy. Jedna znajoma przyniosła swoje dziecko chore na oczy, które miało zaszłe ropą, i mówi: Siostro, weź je na chwilę na ręce. Natura czuła wstręt, ale nie zważając na nic, wzięłam na ręce i dwa razy ucałowałam w samo zaropienie oka dziecięcia i prosiłam Boga o polepszenie. Miałam wiele sposobności do ćwiczenia się w cnocie. Słuchałam wszystkich wypowiadających swoje żale i zauważyłam, że nie ma serca radosnego, bo nie ma serca szczerze kochającego Boga, i wcale się nie dziwiłam im. Zmartwiło mnie niezmiernie, że nie mogłam się widzieć z dwiema siostrami. Wyczułam wewnętrznie, w jak wielkim niebezpieczeństwie są ich dusze. Ból ścisnął mi serce na samą myśl o nich. Kiedy raz czułam się bardzo blisko Boga, prosiłam gorąco Pana o łaskę dla nich i odpowiedział mi Pan: Udzielam im nie tylko łask potrzebnych, ale i łask szczególnych. Zrozumiałam, że Pan powoła je do bliższej łączności z sobą. Cieszę się niezmiernie, że tak wielka miłość panuje w rodzinie naszej.
402 Kiedy się żegnałam z rodzicami i prosiłam ich o błogosławieństwo, uczułam moc łaski Bożej, która spłynęła na moją duszę. Ojciec, matka i matka chrzestna wśród łez błogosławili mi i życzyli jak największej wierności łasce Bożej, i prosili, żebym nigdy nie zapominała, jak wiele mi Bóg łask udzielił, powołując mnie do życia zakonnego. Prosili o modlitwę. (169) Pomimo że wszyscy płakali, ja ani jednej łezki nie uroniłam, starałam się być mężna i pocieszałam ich wszystkich, jak mogłam, przypominając im niebo, że tam już nie będzie rozłąki. Stasio odprowadził mnie do auta; mówiłam mu, jak bardzo Bóg kocha dusze czyste; upewniłam go, że Bóg jest z niego zadowolony. Kiedy mu mówiłam o dobroci Bożej i jak o nas [Bóg] myśli, rozpłakał się jak małe dziecko, i nie dziwiłam się jemu, bo jest to duszyczka czysta, więc łatwo poznaje Boga.

129