321

PIĄTEK

 Mt 11,16-19

Wy nie chcecie brać udziału.

"Nie chcieliście tańczyć...nie chcieliście płakać..." Można by przypuszczać, że Ewangelia dzisiejsza jest tylko małą historyjką o dzieciach kapryśnych. Lecz kiedy Jezus na nie patrzył, myślał o ludziach, którzy zamykają się na jego propozycje: "Nie chcieliście".

Nie chcieli surowości Jana Chrzciciela, nie chcą dobroci Jezusa. Nie chcą brać udziału. Czy nie jest to postawa wielu chrześcijan? Alergia wobec wszelkiego zaangażowania.

"To mnie nie interesuje. Wolę zostać w domu. Moja rodzina, mój klub, to wszystko. Reszta jest zbyt polityczna, nie kończące się debaty, to męczy, to do niczego nie prowadzi.." Znamy tę litanię chrzścijanina indywidualisty: nie chcę brać na barki całego świata, to sprawa Boga.

Prawda, że tylko Bóg ma ramiona wystarczająco szerokie dla spraw świata, ale On chce pracować z nami; cała Biblia mówi nam, że jesteśmy jego oczami i jego rękami. Gdzie Bóg działa? pytają nieraz sceptycy. On działa wszędzie tam, gdzie człowiek otwiera oczy na swoich braci. Im bardziej interesujemy się tym, co się dzieje w świecie, tym bardziej jesteśmy z Bogiem.

1. Nie tak dawno zderzyly się ze sobą dwa pociągi pośpieszne w Stanach Zjednoczonych. Skutki zderzenia były straszne. Około 50 osób zabitych i 80 rannych. Przyczyną katastrofy było niezauważenie przez maszynistę jednego z pociągów znaku, zakazujacego wjazdu na stacją kolejową. Przeoczenie znaku, nie respektowanie zakazu, a może nawet i zwykle ludzkie niedbalstwo, spowodowało tak straszne w następstwach skutki. Już choćby na podstawie tego prostego, wyjętego z codziennego życia zdarzenia, możemy sobie wyobrazić, jak wielką rolę odgrywają w naszym życiu znaki. One nas ostrzegają, bronią, zmuszają do myślenia, w wielu wypadkach po prostu ratują nasze życie.

2. Dzisiejsze Czytania mszalne to jedna wielka lekcja o roli i znaczeniu znaków w życiu doczesnym i przyszłym życiu. W pierwszym Czytaniu prorok Izajasz mówi nam, że takimi znakami, są dla nas przykazania Boże. One są jak wielkie pochodnie rozstawione na ścieżkach naszego życia, jak latarnie morskie ukazujace okrętom bezpieczną drogę do portu, jak drogowskazy ułatwiające podróżnym dojście do zamierzonego celu. O jakże serdecznie i czule mówi do nas o wielkości i znaczeniu tych znaków - przykazań sam Pan Bóg w pierwszym czytaniu: O gdybyś zważał na moje przykazania... nigdy by nie usunięto i nie wymazano twego imienia sprzed mego oblicza. (Iz 48, 17. 19).

Jeszcze w jaśniejszym świetle rysuje się ten problem przed nami w dzisiejszej Ewangelii. Składa się ona z dwóch części: pierwsza jest krótką przypowieścią, może nawetludowym przysłowiem, przypomnianym przez Chrystusa swoim słuchaczom, a druga prostą i zwięzłą nauką o roli oraz o znaczeniu znaków w życiu człowieka. Zyjący współcześnie z Chrystusem ludzie nie przykładali do tej nauki wielkiego znaczenia. Dlatego Chrystus z pewnym żalem się o nich wyraża: Z kim mam porównać to pokolenie (11, 16) Pokolenie nierozsądne, niemyślące, rozkapryszone i nigdy niezdecydowane. Każdy znak tłumaczy sobie opacznie, żeby nie powiedzieć podejrzliwie i nieszczerze. I to było największym bólem Chrystusa. Jan Chrzciciel był dla nich znakiem, i znakiem był także sam Chrystus. Ale oni wartości tego znaku nie poznali, ani nie dostrzegli.

Jakże wymownym i wielkim znakiem był sam Jan Chrzciciel. Jego pojawienie się, jego wygląd odmienny od innych, jego mowa prosta i jednoznaczna, już to samo z siebie musiało każdego człowieka pobudzić do jakiejś refeksji. Dlatego wielkie rzesze ciagnęły do niego nad Jordan, by przyjać od niego chrzest pokuty. (Mt 3, 5. 6). Ale nie czynili tego wszyscy. Byli ludzie, którym nic nie mówiła postać Jana Chrzciciela. Nie mówiło im nic to, że Jan nosił odzienie z sierści wielbłądziej i pas skórzany około bioder, a jego pokarmem była szarańcza i miód lesny (Mt 3, 4). Nie mówiła im nic jego ascetyczna postawa, wezwanie do pokuty, jego wołanie o nadejściu Królestwa Bożego. Wszystko to tłumaczyli sobie na opak. Kwitowali jednym powiedzeniem: zły duch go opętał (11, 18). Podobnie interpretowali znaki dawane im przez samego Jezusa Chrystusa. Znali przecież proroctwo Daniela o Syna Człowieczym (Dn 7, 13). Wiedzieli, że ono odnosiło się do Mesjasza, obiecanego Zbawcy. A jednak, gdy Chrystus sam siebie określił tym terminem, nie upadli na kolana i nie uczcili w Nim wysłańca nieba. Całkiem przeciwnie, pokazując na Niego niemal palcem, mówili: Oto żarłok i pijak, przyjaciel celników i grzeszników (11, 19). Ani życie, ani nauka, ani nawet cuda nie przemówiły do tego ludu. Jakież dziwne zaślepienie i znieczulenie na znaki Boże. Bolał nad tym bardzo sam Chrystus, dlatego dał wyraz swojemu bólowi, o czym czytamy nieco niżej w Ewangeli św. Mateusza. Biada tobie Korozain, biada tobie Betsaido, bo gdyby w Tyrze i Sydonie działy się te cuda, które u was się dokonały, już dawno w worze i popiele by się nawróciły (11, 20-21). Podobnie wyraził się Jezus o Kafarnaum, które było świadkiem tylu przez Niego zdziałanych cudów, tyle otrzymywało od Niego dobrodziejstw, tak bardzo zostałe wyróżnione, a jednak Chrystusowi nie otworzyło swojego serca. Chrystus wyraził się o tym mieście: Ziemi sodomskiej będzie lżej w dzień sądu niż tobie (11, 24).

3. Smutną historię swego życia pisze sobie ten człowiek, który nie zwraca uwagi na znaki, jakie wyrastają wokół niego, szczególnie, gdy te znaki pochodzą od Boga. Adwent, obecnie przeżywany, jest także dla nas znakiem. Słowo Boże, które słyszymy jest również znakiem; znakiem, budzacym z uśpienia znieczulone i odrętwiałe serca ludzkie. Wezwanie do pokuty, do spowiedzi, to także jakiś znak, przez życzliwą rękę nam podsunięty.

Czy odrzucimy od siebie te znaki? Czy przejdziemy nad nimi do porządku dziennego? Pamiętajmy, że każdy znak, choćby najmniejszy, zawsze coś mówi, przed czymś ostrzega, do czegoś zachęca, krótko - zmusza do refleksji, prowadzi do Boga. Każdy znak jest darmo nam daną Bożą łaską.

Pomyślmy, że przyjmując czy odrzucając znaki Boże, szczególnie teraz w Adwencie, przyśpieszamy lub opóźniamy przyjście Chrystusa do serc naszych. A przecież tak bardzo nam na tym przyjściu zależy.

4. Msza św. to także przyjście Chrystusa do nas małych i biednych ludzi, którzy Mu zaufali i posiadają w Nim całą swoją nadzieję. Uczestnicząc dziś we Mszy św. przypominającej nam to przyjście i bedącej również przyjściem Pana, pomyślmy o tym, że ona już teraz jest konkretnym, aktualnym i prawdziwym Bożym Narodzeniem.

 

321