322

SOBOTA

 Mt 17, 10-13

Godzina udręczenia.

Pytanie uczniów na temat Eliasza wzbudziło u Jezusa myśli o jego własnej śmierci. Jan Chrzciciel nie był Eliaszem, ale wypełnił misję Eliasza: być prorokiem ostatniej godziny, godziny wielkiego udręczenia. Ludzie nie rozpoznali Eliasza w Janie Chrzcicielu i zadali mu wielki ból, nie rozpoznają również w Jezusie Mesjasza i zabiją go.

Getsemani się już zaczyna, udręka wobec śmierci, podczas gdy jest jeszcze tak młody. Odtąd będzie powtarzał zapowiedź: Zostanę wydany, skażą mnie na śmierć, zabiją mnie.

Myśl o śmierci stanowi cząstkę jego ludzkiej kondycji, lecz udręka ogarnia go coraz bardziej gdy ona się zbliża do niego; Jezus mógł sobie ją wyobrazić, widział bowiem sceny ukrzyżowania. On jest bratem tych wszystkich, którzy stają wobec ciężkiej udręki.

Wobec takiej perpektywy, Jezus daje nam prawo powiedzieć: Ojcze, tylko nie to! Lecz w każdym takim momencie udręki, Jezus podnosi się. Mógł on żyć ostatnie tygodnie, kontynuując nauczanie, uzdrawianie i dyskusję ze swymi przeciwnikami, rozwijając w sobie aż do końca siłę antystresową: ufność miłości. Niech i nam pozwoli i pomoże tak iść ku temu, co on nazwał "swoją godziną".

1. Prorok Eliasz należy do tych postaci Starego Testamentu, które mocno zapadły w serca i umysły narodu wybranego. Zgodnie z przekonaniem, jakie było wśród Izraelitów, Eliasz zabrany kiedyś przez Boga do nieba na wozie ognistym przyjdzie jeszcze raz na ziemię. by zapowiedzieć nastanie ery mesjańskiej. Tradycia ta ma swoje rzeczowe podstawy w przepowiedni proroka Malachiasza, u którego czytamy słowa: Oto Ja poślę wam proroka, Eliasza, przed nadejściem dnia Pańskiego, dnia wielkiego i strasznego (3, 23). W dzisiejszej Ewangelii Słyszeliśmy słowa Chrystusa: że Eliasz już przyszedł, a więc rozpoczął się już dla nas święty czas zbawienia. Czy wzmianka o jego przyjściu jest dla nas jakimś znakiem? Czy nie lekceważymy tego znaku?

2. Wprowadzenie przez liturgię postaci proroka Eliasza i do naszych adwentowych rozważań ma swoją wymowę i wagę. Eliasz, jak słyszeliśmy w pierwszym czytaniu dzisiejszym, to postać ognista, którego słowo płonęło jak pochodnia. To człowiek zdecydowany i jednoznaczny. Jego programem życia była nieustafina troska o prawa w świecie. Upominając się o te prawa, jakże odważnie i śmiało wystąpił przeciw niezdecydowaniu swoich rodaków: Dokądże - powiedział do nich - będziecie chwiać się na obie strony? Jeśli Jahwe jest prawdziwym Bogiem, to Jemu służcie, a jeśli Baal - to służcie Baalowi. Bądźcie zatem zdecydowani.

Adwent jest takim czasem, w którym trzeba się zdecydować: Albo pójść za Bogiem, za Chrystusem, ukochać Go i Jemu wiernie służyć, albo stanąć przeciw Niemu. Postawa proroka Eliasza pozwala nam teraz rozwiazać ten dylemat. Nie darmo Kościół wprowadza go w adwentowe mroki, blaskiem jego oczu oświetla nam drogę do Chrystusa, nie darmo Chrystus nas upomina, byśmy przejęli na siebie coś z jego postawy. Najważniejsze, to mieć w sobie ducha Eliaszowej gorliwości.

Z myślą o tej gorliwości i trosce o chwałę Bożą, Chrystus nazywa Jana Chrzciciela w dzisiejszej Ewangelii nowym Eliaszem. On także, jak drugi Eliasz błysnął światu w oczy blaskiem swej odwagi. On także wzywał do stałości w wierze, podprowadził wątpiących i słabych na spotkanie z Chrystusem.

Wielka szkoda, że współcześnie z nim żyjący ludzie, nie poznali go i postąpili z nim jak chcieli (w. 12), tzn. pozbawili go życia. Jakże fatalną popełnili pomyłkę. Mieli w jego osobie najwspaniaiszy wzór, który przygotowywał ich na przyjęcie Mesjasza, a oni wzgardzili nim.

Czy myślę o tym, że w Adweneie muszę choć na chwilę, choć trochę być Eliaszem lub Janum Chrzcicielem? Czy zastanowiam się nad tym, że muszę nim być najpierw dla siebie, a potem dla innych. Po prostu po to, by siebie i innych autentycznie przygotować na przyjście Chrystusa.

3. Dzisiejsza Ewangelia wspominając Jana Chrzciciela i jego meczeńską śmierć, czyni także aluzję do meki i śmierci Chrystusa. Smierć bowiem poprzednika Chrystusa, ma Apostołów i nas wszystkich przygotować na zrozumienie cierpień boskiego Mistrza. W tym sensie w dzisiejszej Ewangelii sam Chrystus wypowiada słowa: Tak i Syn Cztowieczy będzie od nich cierpiał (w. 12). Skad te myśli o cierpieniu, mece i śmierci Chrystusa w kontekście adwentowego oczekiwania? Jeszcze Chrystus nie narodził się, a już wtłaczamy Mu koroną cierniową na Głowę. Ma to głębokie znaczenie teologiczne. Narodzenie bowiem Chrystusa wiąże się organicznie z Jego męką. Tylko w świetle tej męki stanowi pełnowartościowy element historii zbawienia człowieka. Jeśli Jana Chrzciciela prześladowali, jeśli to samo robili z prorokami, mędrcami i uczonymi Starego Zakonu (por. Mt 23, 34), to czy Syna Człowieczego ma spotkać inny los? On, Apostołowie i wierne rzesze Jego wyznawców, muszą także to wycierpieć i tak wejść do chwały swojej.

Aby jednak cierpienie nas nie załamalo, dzisiejsza liturgia mszalna ukazuje nam jego wartość w kontekście osoby Eliasza i sceny Przemienienia Pańskiego na górze Tabor. Dzisiejsza Ewangelia jest bowiem zakończeniem, jakby podsumowaniem ściśle z nią powiązanego wcześniejszego opowiadania (por. Mt 17, 1-8). W tym opowiadaniu trzej Apostołowie: Piotr, Jakub i Jan oglądają przemienionego Chrystusa w towarzystwie Mojzesza i Eliasza. Wszystko to dokonało się po to, aby wydarzema póżniejszych dni były dla nich lżejsze i łatwiejsze do przeżycia.

Kiedy dziś przygotowujemy się na Boże Narodzenie pomyślmy o tym, że może na naszej drodze do betlejemskiej groty nie wszystko bądzie wyglądało różowo, nie wszystko ułoży się po naszej myśli. Może nie jedna przeciwność, cierpienie i trud będą próbowały oddalić nas, albo może całkiem odsunać od Chrystusa. Wspomnjmy sobie wtedy Jego słowa: Nigdy nie jest uczeń większy od swego mistrza. Mnie przesiadowali i was prześladować będą. Ale ufajcie - ja zwyciężyłem świat (J 15, 20).

Prośmy Eliasza z dzisiejszej Ewangelii, niech będzie dla nas natchnieniem i zachętą do tego, by za wszelką cenę stać się sobie i światu drugim Eliaszem.

4. Do zrealizowanja tego postanowienia ma nam dopomóc Msza św., w której obecnie bierzemy udział. W niej także Chrystus przemienia się i cierpi. Bierzmy z niej pełnymi garściami moc do znoszenia po chrześcijańsku naszych cierpień i zachętę do stałej, permanentnej przemiany.

 

322